sobota, 11 marca 2017

#25 Louis Tomlinson

Zdesperowana usiadłam na ławce w parku. Podkuliłam nogi pod brodę, a swoimi chudymi ramionami ciasno się otuliłam. Potrzebowałam teraz kogoś kto mocno mnie przytuli i pozwoli się wypłakać. Zamiast tego siedziałam sama w ciemnym parku, skulona, zmarznięta i zniszczona. Tak, zniszczona. Przez życie. W ostatnim czasie nie miałam łatwo, ale śmiało mogę powiedzieć, że w porównaniu z tym co dzieję się teraz, tamto to bułka z masłem.
Zerwał ze mną chłopak, rodzice się rozwiedli, rozdzielili mnie z moją siostrą. Kelly została z tatą, a ja z mamą. Oni mieszkają w Niemczech, a my w Wielkiej Brytanii. Przynajmniej mieszkałyśmy. Teraz mieszkam tutaj tylko ja.
Wczoraj zmarła moja mama. Dowiedziałam się, że ma raka i przegrała tą walkę. Tylko dlaczego tak późno? Dlaczego tak późno się o tym dowiedziałam? Te jej ciągłe delegacje, wyjazdy i złe samo poczucie. Powinnam bardziej się o nią troszczyć.
-TY GŁUPIA IDIOTKO!- krzyknęłam na siebie, nie zwracając uwagi, czy ktoś mnie usłyszy. -Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie? - Wybuchłam niepohamowanym płaczem.
Siedziałam w tym miejscu bardzo długo. Przynajmniej tak mi się zdawało. Zdążyłam zmarznąć, ale nie miałam siły ani ochoty się stąd ruszać. Byłam w stanie myśleć o mojej kochanej mamie, której już nigdy nie zobaczę.
*następnego dnia*
Przekręciłam się i mocno wtuliłam w coś miękkiego. Wzięłam głęboki oddech, wdychając przyjemną woń płynu do prania.
Zorientowałam się, że to nie jest park. Park, w którym zostałam wczoraj i nadal powinnam tam być. Otworzyłam szeroko oczy i zauważyłam pokój. Nie byłam w żadnym opuszczonym domu, czy ruderze pełnej meneli tak jak myślałam. Byłam w bardzo pięknym pomieszczeniu. Na przeciwko ogromnego łóżka na którym spałam było jedno wielkie okno, przysłonięte kremowymi zasłonami, które sięgały podłogi. Po przeciwnej stronie łóżka, które umiejscowione było na środku, stała zabudowana szafa. Pokryta była bielą, jak większość mebli. W tym pomieszczeniu dominowała biel i brąz.
Od razu gołym okiem można było domyśleć się, że ten dom nie należy do zwykłych. Musiał być budynkiem zamieszkałym przez bogacza. Poczułam się nieswojo. Nie należałam do biednej rodziny, ale do najbogatszej też nie. Postanowiłam, że jak najszybciej stąd pójdę. Odrzuciłam kołdrę na bok, a następnie pościeliłam łóżko. Najciszej jak umiałam zeszłam na dół, skupiając się na omijaniu skrzeczących schodków. Gdy zabrałam się za odklucznie mieszkania, ktoś chwycił mnie w pasie i odciągnął od drzwi.
Wystraszona krzyknęłam, a następnie wstrzymałam oddech.
-A ty gdzie uciekasz? - zapytał przyjemny głos zabierając ręce z mojej tali. Odwróciłam się bardzo powoli i zerknęłam na chłopaka. Młody bóg. Brązowe włosy ułożone w pięknym nieładzie, zaspane oczy i słodkie usteczka.
-Ymhm, Ja. Ten. -jąkałam się.- Przepraszam, ale jak ja się tu znalazłam? zapytałam odzyskawszy rozum.
-Znalazłem cię wczoraj w parku.... leżałaś tam zwinięta w kłębek, miałaś podpuchnięte oczy. Nie chciałem cię tam zostawiać. Wręcz się bałem. Zabrałem cię do siebie i ułożyłem do snu. To tyle- uśmiechnął się nieśmiało
-Oh. Dziękuję.- odparłam zawstydzona.
-To może. Skoro już tu jesteś, to może.- plątał się ze zdenerwowania.
-To może co?- zapytałam ciekawa.
-Czy zjadłabyś ze mną śniadanie?- zapytał, a w jego oczach skakały iskierki.
-Wiesz. Nie uśmiecha mi się siedzieć sama w domu, więc chętnie.- odparłam łamiącym się głosem.
-To zapraszam Madame.- podał mi rękę i zaprowadził do kuchni. Śniadanko już czekało. Bekon, jajko, sok pomarańczowy. Same pyszności. Chłopak odsunął dla mnie krzesełko, a ja posłusznie usiadłam.
-Louis.- powiedział
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Louis jestem.- odparł, a na jego twarz wkradł się słodki uśmiech.- A ty jak masz na imię?
-Ja jestem (t.i).
-Piękne. Pasuje do ciebie. -odparł swobodnie, a ja zalałam się rumieńcem.
-Hmm dziękuję.-wymamrotałam, spuszczając wzrok na swoje kolana
-Jeśli będziesz chciała, to możesz wziąć prysznic, a ja ci dam swoje ubrania.- Uśmiechnął się łagodnie.- To żaden problem.
-Dobrze. Ale to po śniadaniu. -odparłam.

Śniadanie z Louisem okazało się przyjemnie spędzonym czasem. Całą godzinę przegadaliśmy, śmiejąc się i wygłupiając. Po posiłku wybrałam się do łazienki i wzięłam szybką kąpiel z bąbelkami.
Louis tak jak obiecał, uszykował dla mnie swoje rzeczy. Nałożyłam jego biały t-shirt, który pachniał obłędnie. Nieco skrępowana wyszłam z łazienki, w poszukiwaniu bruneta.
-Wyglądasz w ni lepiej niż ja.- usłyszałam za plecami.
-Yhy...nie przesadzaj. Pewnie mówisz to każdej lasce, którą zabierasz do domu, gdy znajdziesz ją w parku.- Zaśmiałam się.
-I tutaj cię zaskoczę. Jesteś jedyną którą kiedykolwiek zabrałem do domu. Jedyną w swoim rodzaju.- odparł.
-Louis jak ja ci się odwdzięczę za to wszystko?- zapytałam .
-Możesz umówić się ze mną na randkę. -odparł cwaniacko.
-Okay zgoda.- powiedziałam spokojnie.
-Naprawdę ?-zdziwił sie.
-A czemu nie?
* 5 lat później *
Piękny, biały domek, na środku plaży. Skrzek mew, szum fal obijających się o skały.
To właśnie nasz domek. Jesteśmy z Louisem bardzo szczęśliwym małżeństwem i spodziewamy się trzeciego dziecka. Za rok planujemy jechać z chłopakami w trasę. Wiem, że to będzie cudowny rok......

Witam ponownie, po dosyć długiej przerwie. Dzięki Maciek za motywacje!! <3
Z góry przepraszam, że jest taki słaby ten imagin, ale znów muszę nabrać wprawy. Do następnego !xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz