piątek, 2 grudnia 2016

#22 Zayn Malik

Pamiętam ten dzień.  To wtedy wszystko się zmieniło. Odwróciłeś mój świat o sto osiemdziesiąt
stopni.
Biegłam z rozmazanym na twarzy makijażem, przez cemny park. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Bóg mi ciebie zabrał. Przyjaźniliśmy się od dziecka, poznaliśmy się w małej piaskownicy, na placu zabaw. Od tamtego dnia staliśmy się nierozłączni. Myślałam, że mi ufasz. Przeżyliśmy tyle cudownych lat razem, a teraz ciebie nie ma. Odszedłeś z tego świata, bez normalnego pożegnania się ze mną. Chciałeś mnie chronić, abym po twoim zniknięciu mniej cierpiała? Dlaczego nie powiedziałeś mi nic o chorobie? Spędziłabym te ostatnie chwile z tobą. Byłabym o stokroć lepszą przyjaciółką niż dotychczas. Nie dane mi jednak było tego dokonać, bo ty nie pozwoliłeś mi na to. Napisałeś dla mnie list i zapadłeś w wieczny sen. Myślałeś, że dzięki temu, że w ostatnim czasie mnie odtrącałeś nie będę cierpiała? Myliłeś się. Tak cholernie się myliłeś Ben. Przez to, że trzymałeś mnie na dystans cierpiałam. Bardzo cierpiałam, ale tamten ból jest niczym w porównaniu z tym jak czuję się teraz. Ból rozrywa moje wnętrzności od środka. Niestety nie ma kto ich pozszywać. Nie ma ciebie, nie ma mnie.  Zostawiłeś mnie na tym świecie samą, bezbronną.
Wyciągnęłam list od ciebie, aby ponownie przeczytać twoje słowa. Zjechałam wzrokiem na dół kartki i przeczytałam na głoś przez łzy.

                             Pamiętaj, nie możesz się poddać. Walcz ze swoją chorobą.
                            Ja ze swoją  nie miałem szans . Rak to nie anoreksja, kochanie.
                            Ty możesz wygrać tą bitwę, więc proszę cię.
                            Zrób to dla mnie i walcz do samego końca,
                             a ja będę czekał na ciebie w niebie i przywitam cię radośnie,
                             gdy będzie już twoja kolej.
                             Kocham cię, twój na zawsze, Ben.

Schowałam list i zaczęłam biec. Coraz szybciej, bez celu, byleby tylko rozładować swoją złość, ból i cierpienie. W tym momencie nie liczyło się nic prócz biegnięcia przed siebie. Wybiegłam z parku i skręciłam w następną przecznicę. Nagle wpadłam na coś twardego. Poczułam silny ból w klatce piersiowej i upadłam na chodnik.
Z.-Wszystko w porządku? -Zapytał znany mi głos. Podniosłam głowę, ale przez łzy wydostające się przez moje oczy nie mogłam zobaczyć kto do mnie mówi. - Jejku (t.i) co się stało? - chłopak ukucnął i mocno mnie przytulił. Tego w tej chwili potrzebowałam. Silnych, męskich ramion, które nie pozwolą mi się rozsypać. Ogarnął mnie zapach męskich perfum, przez co się uspokoiłam. Zawsze to na mnie działało. -Już dobrze, co się stało?- zapytał chłopak. Odsunęłam się lekko, aby zobaczyć z kim rozmawiam. Moim oczom ukazał się Zayn. Mój badboy, w którym podkochuje się kilka lat. Nie mogłam w to uwierzyć.
T.-Yyy Zayn. Przepraszam cię za to. Po prostu, ja, Ben..- wybuchłam ponownie płaczem.
Z.- Spokojnie. Może chodźmy do mnie? I wtedy wszystko mi opowiesz? -zaproponował.
T.-Dobrze Zayn.- zgodziłam się.
Mulat całą drogę milczał, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Naprawdę nie miałam już siły na płacz. Po kilku minutach znalazłam się w cieplutkim salonie szatyna. Chłopak uszykował dla nas po gorącej czekoladzie, a następnie usiadł koło mnie. Wzięłam spory łyk i zaczęłam mu wszystko opowiadać.
Spłynęły ostatnie łzy, a mnie zmorzył sen. Okryta kocem dopiłam czekoladę i mocniej wtuliłam się w Zayn'a. Chłopak objął mnie ramionami i zaczął mi śpiewać.

Your hand fits in mine                                                                                   Twoja dłoń pasuje do mojej,
Like it’s made just for me                                                                              Jakby została stworzona tylko dla mnie
But bear this in mind                                                                                    Ale zapamiętaj, 
It was meant to be                                                                                       Że to było nam przeznaczone
And I’m joining up the dots                                                                            I łączę kropki 
With the freckles on your cheeks                                                                    Z piegami na twoich policzkach
And it all makes sense to me                                                                          I to wszystko ma dla mnie sens

*następnego dnia*
Otarłam swoje spuchnięte oczy, a następnie je otworzyłam. Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. To na pewno nie jest mój dom. Co ja tutaj robię? Zadałam sobie pytanie, a następnie wydarzenia z dnia poprzedniego wlatywały do mojej głowie. Przypomniałam sobie wszystko, co sprawiło, że znów zbierało mi się na płacz. Tylko, że już żadna łza nie chciała wydostać się spod powiek. Podniosłam się z łóżka i wyszłam z sypialni. Kierowałam się do kuchni po pięknym zapachu bekonu i jajek?
Zeszłam białymi schodami w dół i zobaczyłam Mulata stojącego przy kuchence.
-Hej.- powiedziałam nieśmiało.
-O królewna wstała.- powiedział pięknie się uśmiechając.- Jak się czujesz?- zmienił głos na bardziej współczujący.
-Bywało lepiej.- odparłam zgodnie z prawdą.- Co tam dobrego pichcisz? -zmieniłam temat, aby nie poruszać śmierci Bena.
-Dla pani jajka z bekonem, a potem naleśniki z czekoladą.- uśmiechnął się ponownie.
-Zayn, ja tyle nie zjem. - powiedziałam przerażona. Chłopak wiedział, ze mam anoreksje. Zresztą każdy kto spojrzał od razu wiedział co jest grane.
-Nie pozwolę ci z tego powodu, zaniedbać swojego zdrowia i życia. -powiedział śmiertelnie poważnie.
-Zayn, proszę.- spróbowałam.
-Nie ma mowy. Zjemy to razem, dobrze?
-Okay.- powiedziałam zrezygnowana. - Nie wiem  co ci to da. Nie będziesz pilnował mnie na każdym kroku. W końcu i tak coś pójdzie nie tak. -powiedziałam cicho.
-Tu się mylisz. Otóż zamieszkasz na razie ze mną.- powiedział pewny swoich słów.
-Weź sobie nie żartuj. To nie jest zabawne.
-Proszę cię(t.i). Zrób to dla Bena. -wiedział jak mnie podejść. Nie odpowiedziałam już nic. Zabrałam się za spożywanie śniadania.
Po skończonym posiłku pojechaliśmy do mojego domu, po rzeczy. Chłopak stwierdził, że będę u niego tak długo aż nie wróci moja mama z delegacji. Niechętnie spakowałam swoje ubrania, kosmetyki i gotowa zeszłam do salonu.
-Jestem gotowa.-powiedziałam bez cienia radości.
-To dobrze, możemy już jechać.- uśmiechnął się szelmowsko. Zayn chwycił moją walizkę i zaniósł ją do auta. Poczekał, aż zakluczę dom i otworzył dla mnie drzwiczki pojazdu.
-Dziękuję.- zarumieniłam się lekko.
Chłopak obszedł samochód i zasiadł za kierownicą.
*tydzień później*
-(t.i)! Wstawaj, wstawaj!- wbiegł do mojego pokoju Mulat wrzeszcząc na całe gardło.
-Co ty robisz Zayn? Na głowę upadłeś czy co?- zapytałam oburzona poranną pobudką.
-Oj nie marudź. Wstawaj i jedziemy. -powiedział pewny siebie.
-Co? Gdzie? Nigdzie nie jadę, daj mi spać.
-Zabieram cię na wycieczkę. To będzie naprawdę fajny dzień.- przekonywał mnie.- Masz 15 minut i widzę cię gotową na dole. -uśmiechnął się  po czym wybiegł z mojej sypialni.
Pospiesznie wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie wykonałam swój dzienny makijaż. Wróciłam do pokoju i ubrałam się w ciemne spodenki i biały krop-top. Uszykowana zeszłam na dół. Zayn właśnie układał śniadanie na talerzach, a ja zasiadłam na swoje miejsce.
-Wow, jestem pod wrażeniem. Uwinęłaś się w 10 minut.- zaśmiał się drwiąco Mulat.
 -Zabawne, Zayn.- wytknęłam mu język. -To dokąd mnie zabierasz?- zmieniłam temat.
-Nic ci nie powiem. Zresztą wszystko już gotowe, więc za jakąś godzinkę zobaczysz.-odparł swobodnie.
Śniadanie zjedliśmy w ciszy. Po skończonym posiłku ubrałam swoje znoszone trampki i zabrawszy wcześniej telefon, wyszłam na zewnątrz. Doczłapałam się do auta i grzecznie poczekałam na Zayn'a. Mulat zakluczył dom i dołączył do mnie.
-Nie tym razem kochanie.- powiedział drwiąco.- Dzisiaj jedziemy rowerami.-pokazał mi swój piękny uśmiech, od którego miękły  mi kolana.
-Z wielką przyjemnością.- odparłam szczerze. Jadąc rowerami mogłam więcej czasu przeznaczyć na oglądaniu jego cudownej sylwetki. Od śmierci Bena, Zayn podobał mi się jeszcze bardziej niż przed tem. Nawet nie sądziłam, że jest to możliwe. Chciałam mu wyznać swoją miłość, ale bałam się. Bałam, że on odejdzie, a ja znów będę cierpieć jak po śmierci mojego przyjaciela.
Zasiedliśmy na dwukołowcach i ruszyliśmy w znanym tylko chłopakowi kierunku.
*dwie godziny później*
-Zaynuś.- westchnęłam.- Daleko jeszcze?
-Jeszcze pięć minut drogi i będziemy na miejscu.- powiedział, posyłając mi perskie oko.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Wyprostowałam się, aby choć trochę rozluźnić swoje mięśnie. Nagle mój wzrok stał się pusty i nie widziałam nic. Zorientowałam się, że chłopak zasłonił mi ręką oczy.
-Głupku, co ty robisz?- zaśmiałam się przyjaźnie.
-Zaufaj mi i pozwól się prowadzić. -powiedział aksamitnym głosem, od którego dostałam gęsiej skórki, a po karku przebiegły mnie dreszcze.
Szliśmy bardzo powoli, uważając na to, abym się nie przewróciła. Po jakimś czasie tuż nad uchem poczułam oddech Zayna i jego cichy szept.
-Chciałem to zrobić już dawno, ale bałem się. Bałem się, że mnie znienawidzisz, albo odrzucisz, ale ja już nie mogę ukrywać swoich uczuć do ciebie.- powiedział, a ja analizowałam każde jego słowo. Do czego on zmierza?- zapytałam sama siebie. - Chcę żebyś wiedziała, że od bardzo dawna mi się podobasz, a przez ostatni czas spędzony z tobą ja się w tobie zakochałem od nowa i o stokroć mocniej niż przedtem. -odsłonił mi oczy i zauważyłam, że znajduję się tuż przede mną. Patrzyłam mu w oczy, a od jego spojrzenia biła szczerość i strach przed odrzuceniem.
-Zayn...- zabrakło mi słów.
-(t.i) rozumiem.- posmutniał.- Chciałem po prostu, żebyś wiedziała że cię kocham.- odparł patrząc mi w oczy. Odwrócił się i ze spuszczoną miną zaczął się oddalać.
-Zayn, zaczekaj!-krzyknęłam, a chłopak przystanął. - Ja ciebie też kocham.- wyznałam. Nie wiedząc  czemu, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Mulat widząc to podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. -Kocham cię, ale bałam się tobie to powiedzieć. Myślałam, że ty nic do mnie nie czujesz, a jak wyznam ci prawdę to mnie zostawisz. Nie chciałam znowu stracić bliską osobę i zostać sama. Nie chciałam stracić ciebie tak jak straciłam Bena..- NA samo wspomnienie z moich powiek wydostały się kolejne słone krople.
-Nigdy cię nie skrzywdzę. Kocham cię.- odparł szczerze wpijając się w moje malinowe wargi. Nasz pocałunek był pełen miłości, pożądania i namiętności.
-Na zawsze razem?- zapytałam odrywając się od jego twarzy.
-Na zawsze razem.- odparł ponownie mnie całując.

Hej rybki!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu ani pomysłu na napisanie imagina. Ale w końcu wzięłam się w garść i dla was go dokończyłam. Teraz imaginy mogą pojawiać się rzadziej, ale postaram się pisać co tydzień. Do następnego XOXOXO



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz